
Pewnego razu Tola, Urwis i Pola wyjechali na czas majówki/w czasie majówki do swoich przyjaciółek – Króliczek: Janki, Jolki i Jarmilki ze Słowacji. Na wsi, w pięknym, malowniczym terenie znajdowało się królicze ranczo. Przyjaciele przyjechali tu nie bez powodu. Trzy siostry wezwały Tolę, Urwisa i Polę na pomoc, by wspólnie rozwikłać eko-zagadkę. W dodatku zagadkę, o której rodzice nie powinni nic wiedzieć. Gdy tylko na taras wchodziła mama króliczków, cała szóstka milkła i udawała, że podziwia widoki na okoliczne pola i lasy.
– Och! Tak się cieszę, że wam się u nas podoba – z zadowoleniem zauważyła Mama Królik, przynosząc babkę rabarbarową. – Dawno temu na terenie naszej posiadłości były nieużytki. Łąki były zupełnie zaniedbane, zioła i trawy zagłuszone przez chwasty. Nikt nie zajmował się tym terenem. Pośrodku była nawet jakaś sadzawka. – kontynuowała, nalewając herbatkę. – Pełno było tu koników polnych, świerszczy, komarów i innego robactwa…
– Mamo! Proszę, nie mów tak o owadach! – przerwała Janka.
– Przecież wiesz, że wszystkie owady są bardzo pożyteczne – zawtórowała Jolka, która wraz z siostrami i drużyną Toli, Urwisa i Poli należały do eko-patrolu.
– Och, nie przesadzajcie! – wzruszyła ramionami Mama Królik i nie przejmując się oburzeniem córek opowiadała historię rancza. – Sąsiedzi twierdzili, że uporządkowanie tego terenu zajmie wieki. Mój mąż jest jednak nieoceniony. Kiedy tu dotarliśmy, uznał, że to idealne miejsce dla naszej przyszłej rodziny. W przeciągu roku udało mu się wszystko zaorać i wyrównać. Wyrwał chwasty, spulchnił ziemię, opryskał grzyby i wytępił niemal wszystkie wstrętne robaki!
– Mamo!! – rozległo się chóralne oburzenie trzech córek.
– No ale co? Czy nie jest miło siedzieć tak na tarasie, gdy nic nikogo nie atakuje i nie gryzie? – odparła niewzruszona mama. – Szybko powstały nasze trzy piękne pola, każde dla jednej dziewczynki. Grządki z rzodkiewką są Janki, kukurydza – Jolki, zaś pole kapusty należy do Jarmilki. Patrzcie, wykorzystaliśmy każdy, nawet najmniejszy skrawek ziemi. Mój mąż nie zostawił nawet najmniejszego nieużytku. W końcu każdy metr się liczy.
Mówiąc to pomachała do swojego męża, który kończył wieczorne podlewanie grządek deszczówką.
– Odpocznijcie teraz. Jutro dziewczynki pokażą wam całą posiadłość. Podobno macie jakieś tajne eko-zadanie?! – zaśmiała się mama i wyszła posłuchać Beethovena. Mama Królik była wielką miłośniczką muzyki klasycznej.

Po zjedzeniu podwieczorku, przyjaciele udali się do gościnnych pokoi. Ale wcale nie poszli spać! Przez pół nocy debatowali nad jakąś ważną sprawą. Mama Królik i Tata Królik nie mieli pojęcia, o co chodziło.
– Jadwisiu, myślę, że możemy być spokojni. Skoro są w szóstkę, na pewno sobie poradzą. Nie przeszkadzajmy im. Gdy dzieci robią coś same, uczą się najwięcej. – uspokajał żonę Królik Jan.
Następnego dnia, mimo nocnych debat, cała szóstka wstała o świcie.
– Mamusiu, lecimy na pole. Pokażemy Toli, Urwisowi i Poli nasze grządki. Wrócimy na obiad.
– To świetnie! – pokiwała głową Mama Królik. – Biegnijcie i bawcie się dobrze.
Zwierzaki ruszyły przez grządki rzodkiewki. Po chwili znalazły się w tajnym miejscu, o którym rozmawiały w nocy.
– Stop! – wyszeptała stanowczo jedna z sióstr. -Jesteśmy na miejscu. Ciii… cichutko! Pochylcie się. Lepiej, żeby was nie zobaczyła. – szeptała tajemniczo i cała szóstka schowała się za grządką z rzodkiewką.
Kiedy Tola, Pola i Urwis ostrożnie wychylili głowy, ich oczom ukazał się piękny, wielobarwny motyl – rusałka pawik. Rusałka jest jednym z najdłużej żyjących motyli. W postaci dorosłej występuje nawet kilka miesięcy. Motyl jest bardzo pożyteczny, bo zbierając nektar, zapyla kwiaty. Motylek, którego obserwowali, nie zachowywał się jednak zwyczajnie. Piękna Rusałka głośno mówiła do siebie i wymachiwała jakąś pałeczką, fruwając od jednej sadzonki rzodkiewki do drugiej.
– Co ja zrobię, co ja zrobię…nie ma ich, nie ma… po prostu nie ma prawie nikogo! – Rusałka wyglądała na zapłakaną i zagubioną, rozglądała się w prawo i w lewo, powtarzając co chwila: co ja zrobię, co zrobię…
– Widzicie? – spytała cichutko Króliczka Jola – Tak jest od dwóch dni. Wcześniej Rusałka zachowywała się normalnie, krzątała się, sprzątała, coś układała, szukała kwiatków… choć ich tu mało. Rusałka była pierwszym motylem na naszym polu. Dla naszego eko-patrolu to było duże wydarzenie, bo owadów na naszym polu jest bardzo mało. A teraz od dwóch dni nasza Pani Motyl nic, tylko płacze. Szlocha i powtarza, że kogoś nie ma.
– A zapytałyście ją, kogo tak szuka? – spytała Tola.
– No coś ty… ona nie wie, że tu jesteśmy… bałyśmy się, że się spłoszy i odfrunie. – przyznały siostry.
– Myślę, że jak ktoś potrzebuje pomocy, to trzeba mu pokazać, że jest się gotowym pomóc, a nie chować się za krzakami. Zapytam ją! – Tola jak postanowiła, tak zrobiła. Wyskoczyła zza rzodkiewki.
– Hej, Rusałko! Usłyszałam, że płaczesz i pomyślałam, że chyba potrzebujesz pomocy… – powiedziała łagodnym głosem Tola, stając naprzeciw Motylka.
– Oj! Hej! – odpowiedziała zaskoczona Rusałka – Chcesz… chcesz mi pomóc?
– Tak! A właściwie to nie tylko ja, ale… tylko cały eko-patrol – potwierdziła Tola i z entuzjazmem wskazała na przyjaciół, którzy teraz już nie mieli powodu, aby dalej chować się w rzodkiewkach.
– Och, Kotko! – rozpromieniła się Rusałka i aż przytuliła się do noska Toli – och, jak dobrze, że jesteś… że jesteście – poprawiła się, patrząc na drużynę. Może pomożecie mi uratować łąkową orkiestrę!

– Orkiestrę? Ale jaką orkiestrę? Pani Rusałko, proszę spokojnie opowiedzieć, co się stało. – zaproponowała Króliczka Jola.
– Och.. ach.. no tak.. tak – tak… – zamachała skrzydełkami z wrażenia Rusałka. – Jestem taka zdenerwowana! Nieszczęście! Prawdziwe nieszczęście! Nie ma mojej orkiestry… Nikt nie przyszedł…
– Ale jakiej orkiestry? – dopytywała coraz bardziej zaciekawiona Tola.
– No jak to: jakiej orkiestry? Wy naprawdę nic nie wiecie? – zapytała zdziwiona Pani Motyl. – To tradycja od pokoleń. Na początku maja na wybraną łąkę przylatują i przychodzą owady ze wszystkich innych łąk w okolicy. Wszyscy wspólnie wykonujemy koncert, w przedwieczornej majowej ciszy rozlega się piękna muzyka Ludwiga van Beethovena – „Oda do radości”. Pochodzę z rodziny dyrygentów. Moja matka, babcia i prababka co roku dyrygowały owadzią orkiestrą. Co roku też koncert odbywa się w innym miejscu. Każde nowe pokolenie owadów wie, że musi przybyć w wyznaczone miejsce.
– Nowe pokolenie? Co to znaczy? – spytała niepewnie Tola.
– No wiesz… my, owady, żyjemy bardzo krótko. Jestem rusałką i żyję nawet rok, ale wiele chrząszczy, koników polnych, pszczół i świerszczy żyje tylko kilka tygodni lub miesięcy. Co roku więc, aby tradycji stało się zadość i orkiestra mogła zagrać, dzieci owadów – muzyków występujących w poprzednim sezonie przybywały na wyznaczoną łąkę. Moja praprababka wiele lat temu stworzyła mapę okolicznych łąk, na których miały odbywać się koncerty orkiestry. Każde pokolenie dokładnie wiedziało, gdzie ma się stawić w danym roku. Gramy na dzwoneczkach, liściach mięty i ostach. Konik polny i świerszcze pocierają skrzydełka, jelonek rogacz dmie w róg, pawica gruszkowa, jako największy motyl, gra na harfie,… a żuk gnojowy na talerzach – tyle, że nieco dalej od orkiestry, aby nie wprowadzać nieładnego zapachu – uśmiechnęła się na to wspomnienie Pani Rusałka. Ale dziś nikogo nie ma… nie wiem co się stało… Do występu został tydzień, a jestem tu tylko ja.
– Może zapomnieli… wiosna taka ciepła… wręcz gorąca… może zbierają nektar z kwiatów lub robią jakieś zapasy i jeszcze przylecą? – powiedziała niepewnie Pola.
– Och nie… jestem pewna, że to nie to. Popatrzcie, mam przy sobie zeszyt z nutami, w którym zapisane jest także, kiedy dokładnie przylatują owady. Od kilkunastu lat zawsze 9 maja, w dzień Unii Europejskiej, wykonywany był koncert. Dziś jest 3 maja. Wszyscy od kilku dni powinni być na miejscu i ćwiczyć!
– Może w takim razie to ty się pomyliłaś i jesteś w złym miejscu… – rzekł niepewnie Urwis.
– Ja? Nie, to niemożliwe! Przecież mam dokładną mapę…
– Mówiłaś, że zawsze robiliście koncert na łące, a ja tu żadnej łąki nie widzę.. – przyznał Psiak, rozglądając się dookoła. – Nie ma maków, chabrów, dzwoneczków ani mleczy… wszędzie są grządki z rzodkiewką, kukurydzą i kapustą… To pola naszych koleżanek.
Rusałka spojrzała na Urwisa i pofrunęła do góry. Wyżej i jeszcze wyżej. Rozejrzała się i załamała rączki. Dopiero teraz dotarło do niej, że Urwis ma rację. Łąka, którą namalowała na mapie szlaku orkiestry jej praprababka, już nie istniała. Łąka, która dawała życie nie tylko różnym rodzajom traw, ziół, pnączy i kwiatów, ale i schronienie dla setek rodzajów zwierząt, została zaorana i zamieniona w pole.
– Och, ja biedna … – załamała ręce Rusałka. – Co teraz będzie?
– Może… może zróbmy tu łąkę? – zaproponowała niepewnie Janka. – No, może nie taką zupełnie naturalną i nie tak dużą, jaka rosła tutaj dawniej… ale posadźmy zioła, kwiaty i trawy, które uwielbiają owady. Ta grządka z rzodkiewką należy do mnie… Kupimy sadzonki ziół, traw oraz kwiatów i może wtedy owady zwabione zapachem wreszcie tu przylecą… A później zastanowimy się, co dalej.
– No nie wiem… czy się uda… – przyznała Rusałka.
– Ja też nie, ale warto spróbować, prawda? – ochoczo zawołała Króliczka.
Skoro przyjaciele zdecydowali się zamienić w łąkę część grządek z rzodkiewką, eko-patrol wraz z Rusałką ruszył w stronę targowiska z sadzonkami. Niełatwo było znaleźć sadzonki inne, niż warzywa lub drzewka owocowe. Zwierzaki były jednak cierpliwe. Po długich poszukiwaniach znalazły pana handlującego ziołami, trawami i ogrodowymi kwiatami.
– Kupmy sto chabrów – zaproponowała Tola. – Będzie tak ładnie, jednokolorowo – uśmiechnęła się do własnych myśli.
– Sto takich samych sadzonek? Och, nie! – zaprotestowała Rusałka. – Wiecie, żeby owady pojawiły się na łące, nie może na niej rosnąć sto takich samych roślin. Każdy owad lubi inny smak, kolor, zapach… Jedne lubią chabry, inne maki, dzwonki, szałwię, kwiaty mięty, mlecze, osty… Jeśli chcemy, żeby pojawił się nie tylko jeden gatunek owadów, ale wiele różnych, nasza łąka musi być różnorodna.
Zwierzaki przebierały i wybierały. Miały dużą frajdę, bo dawno nie widziały tak wielu tak różnych roślin.
Wszystkie sadzonki włożyli na przyczepkę, przykryli delikatnym płótnem i postanowili poczekać do wieczora. Delikatne rośliny powinno się sadzić o świcie lub wieczorem. Dzięki temu mają czas zaadaptować się do nowego środowiska, nim przyjdzie palące słońce. Eko-patrol nie był pewny, jak na widok roślin zareagują rodzice Króliczek. Na wszelki wypadek nic im nie powiedzieli o swoich planach. Tuż po podwieczorku powiedzieli, że wybierają się na spacer. Do wieczora, pomiędzy sadzonkami rzodkiewki zasadzili ponad sto nowych roślin.
Zmęczeni i zadowoleni położyli się spać.

Kopanie dołków i sadzenie roślin zmęczyło ich na tyle, że wstali dopiero na drugie śniadanie. Jakież było ich zdziwienie, gdy siedząc na tarasie i zajadając placki z jabłkami zobaczyli, że Tata Królik zjeżdża z pola z całym wozem rzodkiewek. Eko-patrol aż podskoczył z przestrachu.
– Tato, skąd masz tę rzodkiewkę? – spytała Janka.
– Jak to skąd, córeczko? Z twoich grządek. Urosła nam piękna, wczesna, wiosenna rzodkiewka. – z dumą powiedział Tata Królik.
– I wyrwałeś całą? Calusieńką? – z przestrachem spytała córeczka.
-Ależ oczywiście, że całą! – Tata zdziwił się pytaniem – Mamy równiusieńkie rządki, więc całkiem szybko poszło. Dziwne tylko, że na końcu pola urosło tyle chwastów. Ale na szczęście nie zaszkodziły rzodkiewkom.
– Chwastów? – spytał Urwis, przełykając ślinę… – Takich … takich polnych, a właściwie łąkowych chwastów?
– Tak… ale na szczęście rzodkiewkom nic się nie stało. – I Tata Królik pojechał dalej.
To było straszne. Gdy zwierzaki dotarły na skraj pola, załamały ręce. Wraz z rzodkiewkami Tata powyrywał niemal wszystkie zioła, trawy, dwulistniki, dzwonki, fiołki, goździki i wiele innych roślin.
Na skraju pola siedziała Rusałka. Obok niej fruwał dorosły Modraszek Ikar – bardzo rzadki gatunek motyla. Gdy tylko Rusałka zobaczyła eko-patrol, podskoczyła.
– Och, kochani! Wszystko na nic! Wszystko zniszczone. Rano skakałam z radości, a teraz płaczę. O brzasku przyleciał tu Kajtek – to motyl , Modraszek Ikar, najlepszy wiolonczelista wśród owadów. Zapachem kwiatów i traw został zwabiony nawet Świerszcz Kazik, który jest skrzypkiem w orkiestrze. Miałam nadzieję, że wszystko się uda i przylecą tu inni… Ale ktoś wyrwał wszystko to, co zasadziliśmy… Wszystko! Każde źdźbło trawy, zioła i kwiaty… Wszystko na marne…
Wszyscy byli zrozpaczeni. Milczenie przerwała w końcu Pola.
– Słuchajcie! Nie możemy załamywać się jednym niepowodzeniem. Tym razem nie wyszło. Spróbujmy jeszcze raz.
– Tutaj obok jest moja grządka z kukurydzą – powiedziała Jola – Kukurydzy nie będziemy wyrywać jeszcze przez długi, długi czas. Może tutaj zasadźmy trawy i zioła. Już wiemy jakie i gdzie je znaleźć. Tym razem pójdzie szybciej.
– Doskonały pomysł – przytaknął motyl Kajtek. – Zamiast się smucić, zacznijmy działać.
Mimo jeszcze trochę smętnych min, cały eko-patrol, Rusałka Pawik, Modraszek Ikar i Świerszcz Kazik powędrowali na targowisko. Szybko kupili podobny zestaw roślin i wieczorem wszystkie sadzonki posadzili na polu z kukurydzą. Zmęczeni, ale z nową nadzieją na wynik swoich prac, położyli się spać. Tym razem postanowili jednak wstać wcześniej i z samego rana pobiec na pole, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Następnego dnia, jak co dzień, chcieli zjeść śniadanie na tarasie, ale tym razem Mama Królik zatrzymała ich w domu.
– Dzieci, dzisiaj zjemy śniadanko w kuchni. Jeszcze przed świtem Tata Królik wyjechał na pole spryskać kukurydzę pestycydami. Wiecie, że to niezdrowe wdychać takie opryski. Lepiej nie wychodźcie z domu przez kilka godzin, aż cały pył opadnie.
– Pestycydami?! – aż krzyknęła Pola.
– Moje pole?! – z przestrachem zawtórowała Jola.
– No jasne, że twoje, córeczko. Musimy dbać, żeby żadne mszyce i robaki nie zjadły nam kukurydzy.
– O nie! – zawołał chórem eko-patrol i mimo zdziwienia Mamy Królik wszyscy poderwali się na równe nogi i wybiegli z kuchni.
– Tato, tato!! – wołały Janka, Jola i Jarmilka z daleka.
– Panie Króliku!! Stoop! – wtórowali Tola, Urwis i Pola.
Tata siedział jednak w kabinie i nie słyszał żadnego krzyku. Powoli opryskiwał pole. Kiedy wreszcie dobiegli do pola, Tata Królik zawrócił i rozpoczął pryskanie kolejnych grządek.
– Tato, nie!!! Stój!
Widząc biegnące zwierzaki, Tata Królik natychmiast zatrzymał ciągnik. Wyłączył silnik i wyskoczył z kabiny!
– Co się stało?! Coś z mamą? – krzyknął przerażony.
– Nie… nie… z naszą przyjaciółką! – odpowiedziała Jola, mijając tatę.
Widząc, że córki biegną co sił w stronę krańca pola, pobiegł za nimi.
– Rusałko! Kajtek! Kaziku! – wołały króliczki.
– Rusałko! Odezwij się, gdzie jesteś?!– krzyczał Urwis.
Rusałki i Kajtka nie było jednak ani widać, ani słychać.
Gdy dobiegli do końca pola, tuż obok błękitnych dzwoneczków leżała ich Rusałka. Z trudem oddychała.
– Rusałko, kochana.. nie umieraj… już ci pomagamy! – wołały zwierzaki – Czy Ikar też jest gdzieś tutaj?
– Ikar pofrunął … – wyszeptała Rusałka, ale nie miała siły dodać nic więcej. Pestycydy są dla owadów bardzo trujące.
– Co tu się dzieje? – spytał Tata Królik. – Czy to ma coś wspólnego z waszym tajnym zadaniem? – dopytywał niepewnie.
– Och, tato… Nasza przyjaciółka prawie zginęła… musimy ją uratować! – zawołała Janka patrząc na ledwie żywą Rusałkę.
Pola podniosła Rusałkę z ziemi i delikatnie położyła na swoim skrzydle…
– Pola, leć jak najszybciej z Rusałką do mamy. – powiedział rzeczowo Tata. – W domu są lekarstwa, może nie jest za późno! Biegnijmy!
Widząc całą brygadę przemierzającą grządki w zawrotnym tempie, mama aż wyszła na taras. Widziała po ich minach, że coś się stało.
– Mamo, ratuj! – zawołała Jola i wskazała Rusałkę.

Eko-patrol wreszcie przyznał się Państwu Królikom, co robił przez ostatnie dni. Ekolodzy opowiedzieli o koncercie, o owadach, o braku różnorodności, o zakupach na targowisku, o polu rzodkiewki i kukurydzy… Teraz jednak najważniejsza była Rusałka… Mama z Tatą skinęli porozumiewawczo głowami. Nic nie powiedzieli. Od razu zajęli się motylem. Oczyścili buzię, napoili wodą, wachlowali liściem. Mama podała kropelki zbierające toksyny. Przez kilka godzin na zmianę siedzieli przy Rusałce i gdy ta wreszcie otworzyła oczy, wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Uff, najgorsze minęło. Zostańcie teraz z Rusałką, a my pójdziemy załatwić kilka ważnych spraw. – powiedzieli rodzice.
Do późnej nocy wszyscy na zmianę opiekowali się Rusałką. Wreszcie, zmęczeni zasnęli.
Rano, gdy się obudzili, Rusałka już siedziała przy nich. Była dużo silniejsza. Machała nawet skrzydełkami!
– Och, jak dobrze, że wyzdrowiałaś! – zawołały zwierzaki z ulgą. – Ależ się martwiliśmy!
Nagle do pokoju weszli Mama i Tata Królik.
– Dzieci! Chodźcie, chcemy coś wam pokazać. – powiedzieli tajemniczo rodzice. Po ich minach trudno było poznać, o co chodzi.
– Widząc wasze wczorajsze zaangażowanie, zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo zależy wam na przyrodzie, środowisku i przyjaciołach. Uświadomiliście nam coś ważnego i… zresztą zobaczycie sami! Chodźcie z nami.
I już po chwili wszyscy dotarli na miejsce, ale nie mogli uwierzyć własnym oczom! Na miejscu grządek z warzywami powstała piękna łąka! Mama i Tata posadzili i posiali tyle traw, ziół, kwiatów – że eko-patrol zamarł z zachwytu i nikt nie mógł wydusić nawet słowa.
– Jak tu pięknie! – pierwsza zachwyciła się Rusałka. – To będzie najpiękniejsza łąka z moich marzeń! – zawołała radośnie.
– Tato… a ty nie masz nic przeciwko temu, że łąka zajmie miejsce rzodkiewki, kapusty i kukurydzy? – spytały niepewnie córeczki, wiedząc jak ojcu zależy na uprawach.
– Wiecie… porozmawiałem wczoraj z sąsiadami. Wszyscy zauważyli, że od kiedy stare łąki zamieniłem w pola, mają mniejsze plony. Mniej owadów – to mniej zwierzątek zapylających kwiaty. Dzięki pszczołom, motylom i innym zwierzętom, nasze uprawy są zapylone. Dzięki łące Rusałka i Pan Niebieski oraz wiele innych przyjaciół będzie mieć miejsce do życia. Nie możemy być tak samolubni. Każde zwierzę ma prawo do własnego domu. Jeśli posianie łąki się temu przysłuży, to zróbmy to.
Wkrótce łąka zatętniła życiem, po majowych deszczach wypełniła się roślinami i zwierzętami. Motyle, ćmy, pszczoły, świerszcze i żuki – wszyscy dostali nowy dom. A Rusałka i jej przyjaciele dali przepiękny koncert. Tak, to była najprawdziwsza ”Oda do radości”!
A może Ty i Twoi przyjaciele również założycie eko-patrol? Pomyśl, czy w ogrodzie, na działce – znajdzie się miejsce na bioróżnorodność: miętę, rumianek, trawy, chabry czy maki. Porozmawiaj o tym z rodzicami. Jeśli mieszkasz na wsi, może uda Ci się namówić rodziców i dziadków na to, by znaleźli przestrzeń na dziką łąkę? Takie miejsce jest naprawdę bardzo cenne i dużo, dużo ważniejsze dla roślin i zwierząt, niż można byłoby się spodziewać.
Bajka powstała w ramach projektu Kids for Eco-Action, finansowanego przez Fundusz Wyszehradzki. Partnerami projektu są Instytut Ekologii Stosowanej “Daphne” (Słowacja) oraz Lipka (Czechy)
Pingback: Dobrodružstvá Toly, Poly a Emila v kocke