Bajki, Dziedzictwo kulturowe

Samba de Janeiro

Samba de Janeiro

Sówka właśnie wstała i szykowała się do mycia zębów, gdy do jej uszu dotarł krzykliwy głos zza frontowych drzwi:
– Pola, Poluniu! Hop! Hop! Otwieraj!

Kto o świcie przyszedł do mojej dziupli?! – zastanawiała się Pola. Odłożyła szczoteczkę i pomaszerowała do drzwi. Przed dziuplą stał wyjątkowo dziwny stwór. Jego twarz ukryta była pod maską, a naokoło głowy sterczały mu różnokolorowe pióra.
– Dzień dobry – powiedziała, stojąc w drzwiach. – Przepraszam, ale czy to nie jakaś pomyłka?
– Ależ Poluniu, to ja! Ciotka Inga! – pstrokato ubrana sowa ucałowała Polę, a następnie pchnęła nogą drzwi i wkroczyła do dziupli jak do własnego mieszkania. – No, nie stój taka zdziwiona! Przecież nie dasz starej ciotce stać na mrozie, prawda?
– Ciociu, to naprawdę Ty? – spytała niepewnie. – No tak, widzę, że to Ty, ale… Co Ty masz na głowie? No i co Ty tu robisz? – dodała już pewniejszym głosem, gdy zamknęła za ciotką drzwi.
– Jak to co? Kochana, to jest maska! Lecimy przecież na karnawał! Pisałam Ci ostatnio, że pod koniec stycznia przylecę zabrać Ciebie i Twoich przyjaciół do Brazylii. Za chwilę rozpocznie się tam największy karnawał na świecie… – patrząc na zdziwioną buzię Poli, dodała: – ej, nie dziw się tak! Lepiej wołaj resztę i lecimy! Mój przyjaciel Antonio już czeka na nas na miejscu.
Po godzinie Pola, Tola i Urwis byli już gotowi do lotu.

Samba de Janeiro

Wszystko, co dobre, wszystko, czego nie znamy, niech pojawi się teraz, bo na to czekamy – sówka wypowiedziała magiczną formułkę, a dziupla zawirowała i po chwili cała grupka znalazła się w Brazylii.
Trzeba przyznać, że podróżnicy jeszcze nigdy nie widzieli tylu gatunków drzew, krzewów i kwiatów na tak niewielkiej przestrzeni. Wylądowali w parku, w którym rosły wysokie drzewa z lianami, niższe drzewka pomarańczowe, a nawet obfite w owoce bananowce. Wszędzie wokół zachwycały też wielobarwne gatunki kwiatów.
– Jak tu ciepło! – zaszczekał radośnie Urwis.
– Ile tu zieleni i kolorów… – dodała zachwycona Pola.
– O… Jezu! – zawołała Tola.
– Nie wymawiaj imienia Pan Boga swego nadare… – nadaremno, chciał dokończyć Urwis, ale spoglądając w stronę, w którą patrzyła Tola, sam zawołał – O! Jezus!
Ciotka Inga odwróciła się w stronę, w którą wpatrzeni byli jej mali towarzysze. Nagle zaśmiała się serdecznie, gdyż okazało się, że patrzyli na ogromny pomnik… Jezusa.
– Hu, hu, hu! Widzę, że po raz pierwszy oglądacie pomnik Jezusa Chrystusa Odkupiciela. To nie tylko wizytówka Rio De Janeiro, ale i największy pomnik Chrystusa na świecie! Ma chyba 30 metrów wysokości… robi wrażenie, prawda?
Pomnik o wysokości 10-piętrowego bloku na szczycie granitowej góry rzeczywiście był imponujący i wszystkim zapierał dech w piersiach.
Zwierzaki nie zdążyły jednak dodać nic więcej, gdyż nagle wokół rozbrzmiała głośna muzyka.
Samba!
Samba de Janeiro!
Sempre assim
Em cima, em cima, em cima
Sempre assim
Em baixo, em baixo, em baixo…

Samba de Janeiro

Bom Dia, mój Cukiereczku! – nagle zza drzewa wyskoczył nieznajomy trzymający na ramieniu mały odbiornik radiowy. Tanecznym krokiem zbliżył się do grupki przyjaciół i porwał Polę do tańca.
– Halo, halo, ja Pana nie znam! – krzyknęła Pola i z całej siły nadepnęła na stopę tancerza.
– Au, auuuu! – zawył z bólu nieznajomy. – Ależ Inguniu kochana, dlaczego to zrobiłaś? – zawołał.
– Nie jestem żadną Ingunią! – żachnęła się Pola.
– Ależ Antonio… – zapiszczała rozbawiona ciotka Inga – pomyliłeś mnie z moją kuzynką? Hu, hu, hu! To znaczy, że już dawno się nie widzieliśmy!
– Samba! – krzyknął Antonio, dostrzegając ciotkę. Rozpromienił się jeszcze bardziej i natychmiast porwał ją do tańca. Pstrokaty szal ciotki powiewał na wietrze, a dawno niewidziany przyjaciel obracał sowę raz w prawo, raz w lewo, podrzucając ją do góry i na boki. Po kilku minutach szalonego tańca wykonał trzy piruety i podszedł przywitać się z resztą.

– Witajcie w Rio! – krzyknął lekko zziajany. – Jestem Antonio, nieskromnie mówiąc najlepszy tancerz wśród błękitnych papug, a przy okazji wierny wielbiciel waszej Inguni – zatrzepotał rzęsami i porwał ciotkę w ramiona.

Pola z Urwisem popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Żadne z nich nie chciało tańczyć z tak szalonym ptakiem.

– No dobrze, my tu gadu-gadu, a karnawał czeka. Chodźcie za mną.

Samba de Janeiro

W DRODZE NA PARADĘ

Nie minęło pół godziny, a Tola, Pola i Urwis poczuli wielkie pragnienie z powodu gorąca.
– A może kupimy gdzieś wodę? – spytała niepewnie Tola, lecz radio na ramieniu brazylijskiego tancerza i przewodnika zagłuszyło jej pytanie. Podbiegła do przyjaciela ciotki i krzyknęła mu do ucha z całych sił…

– Poproszę wody!!! – Antonio aż podskoczył z przerażenia!
– Moja droga, nie krzycz tak, przecież ja wszystko dobrze słyszę – odpowiedział obruszony. – Już jesteśmy niedaleko, ale skoro chcecie pić, to chodźmy do mojego przyjaciela. U Nuño przekonacie się, jak smakuje najlepszy napój pod słońcem!
Tola od razu się rozpromieniła. Antonio przyspieszył kroku i jeszcze energiczniej mijał kolejne przecznice.

W pewnym momencie Antonio zatrzymał się przed jednym z podwórek.

– Jesteśmy na miejscu. Wskakuj Tola. Woda kokosowa na mój koszt! – zawołał.

Tola aż podskoczyła z radości na myśl o napoju. Wbiegła szybko na podwórko, które wskazał Antonio, ale nim Urwis zdążył wbiec za nią, ta z krzykiem wróciła!

Aaaaaa!!! Urwis, ratuj! Tam ktoś chce mnie zabić! – wrzeszczała na całe gardło.

Niewiele myśląc, Urwis zaszczekał i ruszył w stronę podwórka. Na chwilę zniknął w ciemności, ale zaraz wybiegł z podkulonym ogonem.

– Uważajcie, tam jest jakiś wielki ptak z tasakiem!

– Z tasakiem? – przestraszyła się Pola.

– Tak, wieeeeelkim! – przytaknęła spłoszona kotka, która schowała się pod skrzydło Poli.

Antonio przyglądał się tej scenie ze zdziwieniem, a po krótkiej chwili zaczął się śmiać do rozpuku.

– Cha, cha, cha! Czy ten zbir z tasakiem nie wygląda przypadkiem na różowego ibisa? Bo jeśli tak – nie dał nawet dojść do słowa przyjaciołom – to chyba wzięliście biednego Nuño za przestępcę. Cha, cha, cha!

W tej samej chwili z podwórka wyłonił się wózek pełen kokosów – pchał go z trudem różowy ibis… trzymający w ręku tasak!

– Przecież mówiłem Wam – kontynuował Antonio – że zapraszam Was na wodę kokosową. U nas, w Brazylii, pije się wodę prosto z kokosa, nie z butelki lub puszki. Biedny Nuño chciał Wam odciąć górę kokosa, żeby dostać się do wody kokosowej, a Wy pomyśleliście… cha, cha, cha!

Nuño! – krzyknął do przyjaciela. – Chyba pierwszy raz ktoś wziął Cię za zbira! To przyjezdni, wybacz! – zaśmiał się ponownie.

Zmieszani Tola i Urwis otrzymali swój wielki kokos ze słomką i wypili wodę do dna. Słodkawy sok był pyszny i zimny.

– Samba! Samba de Janeiro!

Samba de Janeiro

Nagle tuż za winklem rozbrzmiała znana zwierzakom muzyka.
– No to zaczynamy! – zakrzyknął Antonio. – Szybko, za mną, bo parada już ruszyła! Moi uczniowie pewnie na mnie czekają!
Antonio porwał ciotkę Ingę i pobiegł co sił w nogach w kierunku muzyki, a troje przyjaciół ruszyło za nimi. Gdy tylko wychylili się za róg budynku, zobaczyli ogromny pochód podążający w ich kierunku…
– A niech to! Już ruszyli! Za mną! – krzyknął tancerz.
Antonio spieszył się, gdyż próbował dogonić swoich uczniów, aby razem z nimi ruszyć w paradzie. Po krótkiej gonitwie wszyscy dotarli do ogromnej platformy z błękitnymi papugami. Z tego pośpiechu Tola nawet nie zauważyła, że znaleźli się w przedziwnym miejscu – z obu stron bardzo szerokiej alei zbudowano wysokie trybuny, na których zasiadał tłum widzów. Główną atrakcją podczas karnawału w Rio de Janeiro jest rywalizacja wielu szkół samby, które od dawna przygotowują swoich uczniów do tych występów. Pośrodku ustawili się przedstawiciele poszczególnych szkół – jedni przebrani byli za dinozaury, inni wyglądali jak klauny, a następni ubrali się w pięknie ozdobione stroje taneczne.
– Popatrzcie! Oto moi najzdolniejsi uczniowie! – krzyknął z dumą Antonio. – Nasza szkoła jest jedną z najlepszych w całym Rio. Chodźcie, dołączcie do nas! – dodał.
– Maria, Juan, Camilo! Zadbajcie proszę o naszych przyjaciół!
Nim Tola, Pola i Urwis zorientowali się, co oznacza zadbanie o przyjaciół, już trzy papugi podbiegły do nich, chwyciły ich za ręce i zaczęły tańczyć z nimi w rytmie samby.
Przez kilkadziesiąt minut trybuny szalały, a troje przyjaciół wraz z ciotką Ingą tańczyło tak, jakby sambę mieli we krwi…

Zobacz więcej