
Fatima i jej młodszy brat Ali mieli już na sobie szkolne plecaki, gdy próg domu przestąpił tata:
– A wy dokąd się wybieracie? Chyba nie planujecie iść do szkoły?! Marnujecie tam tylko czas! Lepiej chodźcie dziś ze mną do pracy – zawołał surowym tonem ojciec.
Fatima i Ali popatrzyli na siebie i na tatę przestraszonym wzrokiem. Nie chcieli wypasać owiec. Byli na to za młodzi. Na szczęście w porę z pomocą przyszła babcia Ayesha.
– Muhammad! Synku, zostaw dzieci i chodź tu. Potrzebuję twojej pomocy. Ta noga od krzesła znowu się poluzowała. Zaraz chyba spadnę! – zawołała babcia z drugiego pomieszczenia.
– Już idę, idę… – żachnął się tata i niezadowolony poszedł w stronę swojej mamy.

Ani krzesło, ani babcia Ayesha na pewno nie potrzebowali żadnej pomocy. Babcia odwróciła jednak uwagę ojca i dała wnukom możliwość czmychnięcia. Babcia Ayesha nigdy nie chodziła do szkoły. Nie potrafiła czytać ani liczyć. Gdy miała podpisać ważny dokument, w miejscu przeznaczonym na podpis robiła odcisk kciuka. Za czasów jej młodości w Pendżabie do szkoły chodzili tylko chłopcy. Ona i jej siostry od dziecka miały za zadanie pomagać rodzicom. Mimo braku edukacji uważała jednak, że wszystkie dzieci, również dziewczynki, powinny zdobyć wykształcenie. Twierdziła, że bez edukacji trudno jest rozumieć świat i podejmować mądre decyzje. Dlatego postanowiła zrobić wszystko, by umożliwić edukację wnuczkom i wnukom.
To był wyjątkowy dzień. Do ich małej wioski w Himalajach mieli przyjechać Tola, Pola i Urwis. Nasi bohaterowie wymieniali listy z klasą Fatimy i wreszcie mogli się spotkać z pakistańskimi przyjaciółmi.

– Tola, Pola! ਗੁੱਡ ਮਾਰਨਿੰਗ (guda maraniga) Dzień dobry! – zawołała w języku pendżabskim Fatima.
– A gdzie Urwis? – spytał Ali, widząc Fatimę witającą się z trzema dziewczynkami, ubranymi jak wszystkie Pakistanki w tradycyjne stroje.
– Jak to gdzie? ਮੈਂ ਇੱਥੇ ਹਾਂ [maim ithe ham] Tu jestem! – odpowiedział w języku urdu piesek, zdejmując z głowy chustę przykrywającą pyszczek. – Czytałem, że w Pakistanie trzeba przykryć głowę chustą. Założyłem więc jedną na siebie…
Chłopcy, widząc Urwisa w chuście w serduszka, parsknęli śmiechem.
– Ha, ha! Urwis, ale zrobiłeś numer. W Pakistanie to dziewczynki nakrywają głowę z szacunku dla Boga – Allaha. My, chłopcy, nie musimy tego robić!
– Ha, ha, ha – roześmiała się cała klasa. Urwis zdjął chustę i też zaczął się śmiać. Zwyczaje innych państw zawsze go ciekawiły i jednocześnie zazwyczaj sprawiały kłopot.

Radosne przywitanie przerwała nauczycielka, pani Amina.
– Dzieci! Zapraszam do klasy! Naszych gości również! Za chwilę wszyscy się poznamy! – zawołała pogodnym głosem.
Uczniowie grzecznie weszli do klasy. W szkole było mało nauczycieli, zaledwie dwoje. Dlatego budynek był podzielony również na dwie klasy. Uczniowie w wieku siedmiu, ośmiu, dziewięciu i dziesięciu lat byli w jednej klasie, zaś jedenasto-, dwunasto-, trzynasto-, czternasto- i piętnastolatkowie – w drugiej. Wszyscy przyjaciele Toli, Poli i Urwisa weszli do klasy dla młodszych dzieci. Chłopcy siedli po prawej stronie sali, a dziewczynki po lewej. Urwis początkowo chciał usiąść obok Toli i Poli, ale Ali szybko wyjaśnił pieskowi zasady.
– No coś ty, Urwis! Nie siada się z dziewczynkami!
– Nie? A to dlaczego? – spytał zdziwiony piesek.
– No… u nas w Pakistanie dziewczynki i chłopcy siadają oddzielnie. Czasami nawet chodzą do oddzielnych szkół. No wiesz… nie wypada siedzieć zbyt blisko dziewczynek.
– Pięć minut pobytu w Pakistanie i już druga gafa … – pomyślał Urwis. – Będę się musiał wiele nauczyć o lokalnych obyczajach.
– Droga klaso, witamy u nas Tolę, Polę i Urwisa. Cieszymy się, że nas odwiedziliście. Sprawdzę listę obecności i porozmawiamy – nauczycielka otworzyła duży, skórzany dziennik i zaczęła czytać:
– Sufian?
– Jestem!
– Hamdam?
– Obecny!
– Muhhamad?
– Jestem!
– Anabia?
– Nie ma.
– Inaya?
– Nie ma.
– A co się stało z Anabią i Inayą? – spytała zdziwiona pani Amina.
– Pewnie wypasają owce – odpowiedziała Fatima.
– Owce? Jak to wypasają owce? – szepnęła do Fatimy zaskoczona Pola.
– No wiesz, Pola, teraz przepędzamy owce na dalsze stoki – przyznała szeptem Fatima. – Mnie i Alego też tatuś nie chciał dziś puścić do szkoły. Chciał, żebym mu pomogła w pracy. Gdyby nie babcia, na pewno bym nie przyszła.
Pani Amina zmartwiła się. Od kiedy pamięta, dziewczynki z tej szkoły uczyły się tylko dwa – trzy lata. Po skończeniu trzeciej klasy nie wracały do szkoły. Musiały pomagać rodzicom w polu lub w domu. Nauczycielka chciała to zmienić.

– Urwisie, czy wydrukowałeś na drukarce 3D te elementy, które ci wysłałam?
– Tak, mam je ze sobą!
– Pola, a czy ty przyniosłaś baterię słoneczną?
– Tak, mam ją tutaj – potwierdziła sówka.
– Cudownie. Dzieci, wstańcie z ławek i chodźcie na środek sali. Wspólnie skonstruujemy coś, co pomoże Anabii i Inayi wrócić do szkoły.
Dzieci stukały i pukały, przewiercały i łączyły kable zgodnie z instrukcją pani Aminy. Na koniec powstał przedmiot przypominający … psa.
– Urwis! Masz swojego sobowtóra – zaśmiały się dziewczynki.
– To prawda – przyznała z zadowoleniem nauczycielka. – Mamy robo-psa. Mam nadzieję, że złamie nasze stare obyczaje tak samo szybko, jak Urwis.

Następnego dnia o świcie pięć dziewczynek razem z panią Aminą poszło z robo-psem do Anabii i Inayi.
– Dzień dobry! – zawołały dziewczynki radośnie. – Przyszłyśmy po Anabię i Inayę. Już dawno nie było ich w szkole.
– Przyszłyście po Anabię i Inayę? – spytał niezadowolony ojciec dziewczynek. – Ale one dziś idą pomagać nam przy owcach. Nie mają czasu na szkołę – dodał, choć był niezadowolony, że musi powiedzieć coś takiego nauczycielce prosto w oczy. W Pakistanie nauczycielom należy okazywać duży szacunek.
– Ale my przynieśliśmy coś, co zastąpi dziewczynki!
– Zastąpi moje córki? Przyprowadziliście inne dziecko? – spytał zadziwiony ojciec.
– Ależ nie! Przynieśliśmy robo-psa!
– Robo-co? – spytał jeszcze bardziej zdziwiony tata.
Dziewczynki wraz z panią Aminą pokazały tacie robo-psa. Wytłumaczyły jak działa, jak czerpie energię ze słońca, dzięki czemu działa zawsze. Jak łatwo można go zaprogramować, kiedy ma szczekać – a kiedy zaganiać stado.
Tata Anabii i Inayi wcale nie był pewny, czy wynalazek zadziała. Jednocześnie robo-pies zaciekawił go na tyle, że zgodził się go wypróbować przez kilka dni. Jego córki mogły wrócić do szkoły.
Stało się coś niezwykłego. Przez cały tydzień rodzice z wioski puszczali dzieci do szkoły. Tola, Pola i Urwis uczyli swoich przyjaciół, jak działa bateria słoneczna, co trzeba wymienić, gdy się popsuje jakaś część oraz jak programować robo-psa. Pani za to intensywnie uczyła wszystkich cyfr i liter. Chciała, aby każde dziecko: z młodszej i starszej klasy, dziewczynka i chłopiec, potrafili odczytać instrukcję.
Wreszcie nadszedł dzień, gdy Tola, Pola i Urwis wyjechali z wioski Pendżabów – ludu Pakistanu. Wydawało się, że już wszystkie dzieci będą chodzić do szkoły bez przeszkód. Niestety…
Pewnego popołudnia rozzłoszczony ojciec Fatimy i Alego wpadł z impetem do domu.
– Ładne rzeczy, ładne rzeczy! Od początku wiedziałem, że to tak się skończy. Wasz robo-pies oszalał. Nie słucha żadnych poleceń pana Muhhamada! Od jutra ani wasze koleżanki, ani wy nie pójdziecie więcej do szkoły. Wypasać owce i kozy to musimy my, Pakistańczycy, a nie jakieś robo-psy!
– Ależ tato, co ty mówisz? – spytała zrozpaczona Fatima. – Robo-pies się popsuł?
– Ano popsuł! Jedna owca prawie spadła w przepaść. Tak to jest, jak się używa nowych technologii!
– Tato! A może ja go naprawię?! – zawołała Fatima.
– Co? Ty? Czyżbyś została inżynierem? – spytał nadal zły tata.
– Jeszcze nie, ale kiedyś nim będę! – zawołała Fatima i nie czekając na decyzję ojca wybiegła z domu.
W kilka minut znalazła się na pastwisku. Tuż za nią przybiegł ojciec, Ali oraz kilkoro innych rodziców i dzieci z wioski. Na polanę dotarła nawet nauczycielka.
Fatima widząc robo-psa kręcącego się wkoło, na chwilę znieruchomiała. Czy oby na pewno poradzi sobie z jego naprawą? Na szczęście otuchy dodała jej pani Amina.
– Dasz radę, Fatimo! Wszystko umiesz! Czytałaś instrukcję wiele razy. Uwierz tylko w siebie!
Fatima podeszła do robota. Gdy znalazła się w odległości jednego metra mocno klasnęła w dłonie i głośno zawołała:
– Pies, stój!
Robo-pies natychmiast przestał się kręcić.
– Pies, siad!
Robo-pies siadł posłusznie. Fatima przełknęła ślinę. Pierwsze komendy, czyli rozkazy, które pamiętała, zadziałały. Zbliżyła się do psa i zaczęła wstukiwać kody. Sprawdziła kable od sterowania, coś poprawiła… Następnie ponownie odeszła od robo-psa na metr i zawołała:
– Pies, czuwaj!
Robo-pies rozejrzał się dookoła i ponownie, jakby nigdy nic, zaczął zaganiać rozproszone owce.
Wszyscy na łące oniemieli.
– Fatima… córeczko… to ty… potrafisz naprawiać roboty? – tata ledwo mógł wydobyć z siebie głos.
Fatima podeszła do taty, przytuliła na chwilę i radośnie odpowiedziała:
– Tatusiu, w szkole nauczyłam się czytać i pisać, poznałam też podstawy programowania. Jeśli pozwolisz mi uczyć się dalej, będę potrafiła naprawić nie tylko małego robota, ale i wielką maszynę. Proszę, zgódź się, żebym mogła wrócić do szkoły!
Tata nie wiedział, co powiedzieć. Był naprawdę wzruszony i dumny z córki. Nigdy nie przypuszczał, że jego mała córeczka tak go zadziwi.

Do tłumu gapiów Fatimy i jej taty dołączyła też babcia Ayesha.
– A co ty tak się dziwisz i wzruszasz?! – zawołała. – W końcu to moja i twoja krew! Talent odziedziczyła po ojcu i babci. Jeszcze nie raz nas wszystkich zaskoczy.
Fatima i jej koleżanki wróciły do szkoły. Dostały szansę, aby kiedyś w przyszłości wykorzystać wiedzę. Na szczęście ich rodzice zgodzili się podarować swoim dzieciom niezwykły skarb – czas na naukę.
W Polsce dzieci mają obowiązek chodzić do szkoły podstawowej i nikt nie może ich z tego obowiązku zwolnić ani odebrać im prawa do podstawowej edukacji. Jak sądzisz, dlaczego to jest takie ważne?

Post współfinansowany w ramach programu polskiej pomocy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.