Bajki, Energia

Mądry słoń

lwica próbuje zgasić płonącą lampę naftową

–  O nie! Tylko nie to! – strapiła się Lia, odskakując od palącego się kocyka.

–  Pożar! Pożar! – krzyknęła Tola.

–  Spokojnie, spokojnie, Tola. Już biegnę po wiadro z wodą! Chlust i po problemie! – trajkotała przejęta Lia, próbując ugasić ogień.

Młoda lwica chwyciła wiadro, chlusnęła wodą i ogień faktycznie szybko został ugaszony. Dym i krzyk nie uszły jednak uwadze mamie lwicy. Mama Lii błyskawicznie zajrzała do chaty.

– Dziewczynki, wszystko w porządku?— spytała wyraźnie zaniepokojona, uważnie lustrując wnętrze.

– Tak mamo, już wszystko opanowałam – grzecznie przytaknęła Lia, machając jednocześnie łapką, aby rozgonić obłoczek dymu.

–  Lia, czy znów zapalałaś lampę naftową bez naszej wiedzy? – poważnym tonem spytała mama.

–  Yyy… tak, mamo… chciałyśmy poczytać książkę, a w domu jest już ciemno… –  przyznała zakłopotana córka.

– Przez te książki kiedyś spalisz dom! Lepiej pooglądajcie gwiazdy, zamiast ciągle czytać – żachnął się tata zza progu.

Dwa wakacyjne tygodnie Tola miała spędzić u swojej koleżanki, którą poznała przez wymianę pocztówkową. Lia mieszkała w przepięknej kenijskiej wiosce, pośrodku krateru starego wulkanu Ngorongoro. Krater zamieszkiwały również zebry, antylopy gnu i żyrafy. Ngorongoro położone jest daleko od zgiełku miast. Nie dochodzi tu elektryczność. Nie ma prądu w gniazdkach, nie można włączyć światła, gdy zapada noc. Jeśli ktoś wieczorem chce poczytać książkę,  zapala lampę naftową. Niestety, lampy naftowe nie są ani trochę fajne. Nie dość, że śmierdzą, to jeszcze są niebezpieczne dla środowiska. I mogą być niebezpieczne dla każdego, kto z nich korzysta!

Co jednak ma zrobić dziewczynka, chcąca poczytać książkę przed zaśnięciem?

słoń leży pod dużym baobabem, przed nim stoją kot i lwica

Następnego dnia, z samego rana Lia i Tola miały gotowy plan. Postanowiły pobiec do starego mędrca, przebywającego daleko w odosobnieniu. Stary mędrzec to najstarszy ze wszystkich słoni w Ngorongoro. Podobno zna odpowiedź na każde pytanie. Dziewczynki postanowiły sprawdzić, czy wie, jak mogą bezpiecznie wieczorami czytać książki.

O świcie wybiegły z domu. Po niespełna godzinie dotarły na miejsce, o którym Lia jedynie słyszała od rodziców. Słoń wylegiwał się wśród wysokich traw. Wyglądało na to, że jeszcze śpi.

– Dzień dobry, słoniu! – zawołała niepewnie Lia.

Słoń nie usłyszał. Nim młoda lwica zdążyła powtórzyć przywitanie, zawtórował jej Flaming siedzący tuż obok słoniowego ucha.

– Słoniu Barnabo! Słoniu Wielki! Przyszły tutaj dwa bąbelki!

–  Bąbelki?? Ja nie jestem bąbelkiem, jestem Lia – poprawiła flaminga Lia. Widząc jednak, że słoń Barnaba otworzył jedno oko i zamrugał, porzuciła zamiar dyskusji z flamingiem. Przeszła od razu do rzeczy. – Słoniu, dzień dobry, mamy problem. Ja uwielbiam czytać i poznawać nowe rzeczy. W ciągu dnia nie mam jednak na to czasu. Wieczorami, żeby coś przeczytać, muszę zapalać lampę naftową – a ta jest niebezpieczna, no i …

mądry słoń podnosi z ciekawością ucho

– Niebezpieczną lampę! Lampę zapala! Będzie pożar! Niech młoda lwica trzyma się od nas z dala! – zawołał flaming, podejrzliwie wpatrując się w gości.

– Ależ ja nie przyszłam zrobić pożaru! – Lia machnęła w kierunku flaminga łapą, jakby opędzała się od komara. – Po prostu przyszłam dowiedzieć się, czy jest sposób na to, żeby w domu było nocą jasno? Czy jest jakiś inny sposób na zapalenie światła niż rozpalenie lampy naftowej?

Słoń Barnaba przeciągle zamruczał. Następnie ziewnął kilka razy. Wreszcie odpowiedział powoli i sennie.

– Na samej górze naszej krainy jest wioska, co nie produkuje żadnej spaliny. W wiosce energia ze słońca powstaje. W dzień bateria słoneczna zbiera energię – a nocą oddaje.

– Ojej! Energia ze słońca? A jak dotrzeć do tej krainy?

Słoń ponownie ziewnął, pomachał uchem, a po chwili odpowiedział:

– Musicie minąć Osadę Kopciuchów i później dotrzecie do Słonecznych Zuchów.

– Osadę… Osadę Kopciuchów? – dopytywała niepewnie Lia? – Ale gdzie jest ta osada? Nigdy o niej nie słyszałam…

Niestety, nie doczekała się odpowiedzi. Słoń i jego towarzysz flaming zapadli w popołudniową drzemkę.

– No, to wiele nam nie pomogli – zmartwiła się Tola.

– Może nie, ale… ale wiesz… chyba wiem, co to jest ta Osada Kopciuchów! – zawołała radośnie Lia. – Wieczorem, w oddali, zawsze widać unoszący się ciemny dym. Moi rodzice mówili kiedyś, że to Kopciuchy, które zanieczyszczają powietrze. Chodźmy tam!

hiena wita kotkę i lwicę przed zamglonym miasteczkiem, z kominów dmucha szary dym, w miasteczku wszędzie są światła

Dziewczynki pobiegły w stronę Kopciuchów. Minęły stado flamingów spacerujących nad jeziorem i antylopy gnu szukające soczystej trawy. Wreszcie, późnym popołudniem, zbliżyły się do miejsca owianego gęstym dymem. Z daleka widać było kolorowe światła zasnute mgłą. Dobiegała też bardzo głośna muzyka. Kiedy zbliżyły się na odległość kilku metrów, zobaczyły, że w każdym domu świeciło się światło! Nawet uliczki rozświetlone były latarniami. Mieszkańcy rozmawiali przez telefony i słuchali radia.

–  Ojej, jak tu jasno! I wszyscy mają elektryczność! – zawołała z zachwytem Lia, która nigdy jeszcze nie widziała tylu świateł.

–  Tak, gdyby nie ten dym i smród spalin, byłoby całkiem ładnie – przyznała Tola.

Przy każdym budynku pracował  generator energii. Generatory spalają benzynę lub ropę i dzięki temu produkują prąd. Niestety, równocześnie wytwarzają bardzo dużo hałasu i spalin.

Nim dziewczynki zdążyły przejść przez bramę wejściową osady, nieoczekiwanie pojawiła się w niej hiena, cała obwieszona lampami.

–  Cześć i czołem – dym z popiołem! Witam w Osadzie Świetlnej, zwanej przez niektórych Osadą Kopciuchów. Hi…hi… hi… Zupełnie nie wiem, dlaczego tak nas nazywają – dodała hiena, zanosząc się chichotem. Dla własnego bezpieczeństwa załóżcie jednak maseczki.

Hiena od razu wręczyła Lii i Toli maseczki przeciwsmogowe.

–  Dziękujemy! – odparły grzecznie dziewczynki. –  Ale po co nam te maski?

–   W naszej Osadzie mamy milion świateł. Wszystko zasilamy energią ze spalania ropy. Ropa produkuje dużo dymu. Jak mówi nasze motto: Jest światło, jest muzyka, tylko dym z powietrza nie znika! Hi… hi… hi… – zachichotała ponownie hiena, wskakując do oświetlonego quada. Znikając w zadymionej Osadzie dorzuciła – Nie zwracajcie uwagi na pojawiającą się wysypkę lub ból głowy. Po paru dniach organizm się przyzwyczai do tutejszego powietrza.

Dziewczynki założyły maski i z nieco mniejszym entuzjazmem poszły zwiedzać Osadę. Bardzo szybko zaczęły łzawić im oczy i dziewczynki co chwila kasłały. Prawdopodobnie w Osadzie było pięknie. Prawdopodobnie.

Dość szybko dziewczynki znalazły bibliotekę. Jej widok bardzo je ucieszył. Pani bibliotekarka poinformowała z dumą, że miesiąc temu sprowadzono tu sto książek z różnych stron świata! Ach, jakie były różne! Cienkie i grube, poważne i zabawne, z Europy, Ameryki czy Azji. Niestety, Lia i Tola szybko zrozumiały, że tę radosną nowinę zna tylko pani bibliotekarka i teraz one. Od wielu tygodni biblioteki nikt nie odwiedzał. Gdy wieczorem od dymu i hałasu rozbolały ich głowy, zrozumiały dlaczego nikt nie ma ochoty sięgać po lektury.

– Achu… achu… Lia, lepiej chodźmy stąd, nim się udusimy! Poszukajmy…  achu … uchu… Słonecznych … uchu … uhhu … Zuchów – wykasłała Tola.

Jeszcze przed zachodem słońca, bez większego żalu, dziewczynki opuściły wioskę i udały się dalej. Noc spędziły z dala od Kopciuchów, oglądając gwiazdy na bezchmurnym niebie.

–   Wiesz co, Tolu… –  z zadumą wyszeptała Lia. – Jeśli uda się nam zdobyć czystą energię, to jedyne, za czym będę tęskniła, to widok tysięcy gwiazd na niebie.

Lia miała rację. Nigdzie na świecie gwiazdy nie są tak dobrze widoczne, jak na pustyniach i tutaj… w jej Ngorongoro. Sztuczne światło lamp na ulicach i w domach sprawia, że gwiazdy są dużo, dużo mniej widoczne.

piękna, zielona osada, małe domki z dachami ze słomy, na których są baterie fotowoltaiczne

O świcie dziewczynki udały się w dalszą podróż. Po kilkugodzinnym marszu pokonały wysokie trawy. Ominęły też gęsto rosnące akacje. Dotarły na przepiękny, nieznany obszar, pośród którego położona była zielona osada.

– Och, jak tu pięknie! – zawołała z zachwytem Tola.

Osada była rzeczywiście przepięknie położona, cała w zieleni. Między akacjami i trawami wytyczono alejki z lampami w kształcie słońc. W przeciwieństwie do Osady Kopciuchów, nie było ani dymu, ani hałasu.

– Dzień dobry, dziewczynki. Widzę, że nie jesteście stąd, bo nie macie słonecznych naszyjników – zagadnęła je Pani Żyrafa, policjantka w wiosce. Wyjęła ze swojej torby słoneczne naszyjniki i wręczyła je Toli i Lii. – Załóżcie po jednym. Dzięki temu będziecie bezpieczne.

– A czy tu jest niebezpiecznie? – zdziwiła się Lia.

– Ależ skądże. U Słonecznych Zuchów wszyscy sobie pomagamy. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Kiedy nastaje wieczór, wszystko widoczne jest jednak dużo gorzej. Jeśli nie będziecie miały latarki czy swojej słonecznej lampy, możecie zgubić drogę lub wpaść w jakiś otwór. Będziecie mniej widoczne dla rowerzystów. W nocy ktoś może was nie zauważyć. Kiedyś, gdy nie było oświetlenia, dzieci bały się spacerować nocą. Obawiały się, że może im się stać coś złego. Teraz, dzięki słonecznym lampom, jest dużo bezpieczniej.

żyrafa pokazuje kotkowi i lwice naszyjnik w kształcie słoneczka

– A… a skąd bierzecie energię dla tych lampek? Nie widzę generatorów prądu.

– Generatorów? Tu ich nie spotkacie! My używamy tylko czystej energii! Po pierwsze, na każdej lampie znajdują się baterie słoneczne, które zamieniają energię słoneczną w elektryczną. Niedaleko stąd stoją dwa wiatraki. One wytwarzają energię z wiatru. Przekazują ją szkole i szpitalowi. Każda rodzina ma panele słoneczne na dachu i to one dają energię domom. Każdy mieszkaniec ma też swoje słoneczko na plecaku, torbie lub właśnie na takim naszyjniku, który dostałyście. Słońce ładuje ich baterie w ciągu dnia, a one oddają energię w postaci światła nocą.

– Ojej… czy to znaczy, że nocą możecie czytać książki, używając takiej lampki?

– Ależ tak! Energia zgromadzona w ciągu dnia wystarcza na oświetlenie wszystkiego, co chcemy!

– I nie produkuje dymu i smrodu jak w Osadzie Kopciuchów?  – dopytywała Tola.

Nim Pani Żyrafa zdołała odpowiedzieć, zza jej grzbietu dobiegł krzykliwy ton:

– Energia słoneczna, energia zielona, niech bąbelek wie, że smród pokona!

– Flaming! – zaśmiała się Tola, nie tylko słysząc, ale i widząc starego flaminga, wyłaniającego się zza szyi żyrafy.

– Kocham słońce, kocham wiatr, przyszedłem sprawdzić, jak dwójka podróżników się ma! – mrugnął do nich flaming.

Lia otrzymała od Słonecznych Zuchów kilka lampek i baterii słonecznych do założenia na dach domu. Następnego dnia rano flaming odprowadził dziewczynki do ich wioski. Przez całą podróż mówił wierszyki i opowiadał o cudach natury, o tym jak zielona energia – czyli energia powstająca z wiatru, wody, słońca lub biomasy – ułatwia życie osadników. W wielu miejscach w Afryce do tej pory nie było elektryczności. Zielona energia wiele zmieni w codziennym życiu. Gdy Lia wróciła do domu, rozświetliła swój pokój słoneczną lampką. Jedną, największą lampę przekazała do szkoły. W krótkim czasie mieszkańcy widząc, że energia słoneczna działa, zaczęli instalować baterie na dachach domów, szkoły i szpitala.

A czy Wy w domu, przedszkolu lub szkole używacie energii słonecznej lub wiatrowej?

polska pomoc

Post współfinansowany w ramach programu polskiej pomocy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Powiązane